piątek, 19 października 2018

Co obejrzałam w ostatnich miesiącach? [CZĘŚĆ 1.2 - FILMY]

Na samym początku tylko wspomnę, że jestem niesamowicie zła na samą siebie, gdyż miałam wszystko napisane w jednym poście, ale przez swoją bezmyślność straciłam wszystkie opinie na temat filmów, które znajdą się w tym poście. Dodam tylko, że pisałam je przez około godzinę. Gratulacje dla mnie.


Filmy były wybierane ze względu na aktorki, więc tak je też podzielę.

Zacznijmy od aktorki Taylor Schilling.

1. Take me



Historia pewnego przedsiębiorcy, Raya Moody (Pat Healy), którego biznes polega na tym, że porywa ludzi na ich własne zlecenie tylko po to żeby pozbyć się niepożądanych zachowań. Pewnego dnia dostaje propozycje od pewnej kobiety, aby porwał ją na cały weekend za dość dużą kwotę. Moody zgadza się, choć niepewnie. No i dochodzi do porwania naszej pięknej niewiasty, jaką jest Anna St. Blair. Po jakimś czasie wychodzi na jaw, że Anna nigdy wcześniej nie kontaktowała się z Rayem w sprawie porwania. Z początku nasz przedsiębiorca myśli, że kobieta tylko gra, ale jest w tym tak przekonywująca, że mężczyzna boi się o własną wolność. Dodatkowo utrudnia sprawę pojawienie się policji. Film pokazuje nam dużą ilość ucieczek i tłumaczeń Anny. Koniec końców skończył się tak, że byłam zmuszona dać dziesiątkę za grę aktorską Schilling. Jak często denerwuje mnie jej wyraz twarzy, tak w roli porwanej spisała się naprawdę dobrze, a w szczególności ostatnie sceny. Pragnę jeszcze wspomnieć, że reżyserem tego filmu jest aktor odgrywający główną rolę.
Moja ocena to 6/10, choć jeszcze kilka tygodni temu była to 4/10.

2. Szczęściarz



Znacie "High School Musical"? Zapewne tak. Dlaczego więc pytam o coś co nie ma pewnie żadnego związku z tym filmem? No w sumie coś ich łączy, mianowicie aktor - Zac Efron. Sama Efrona znam z filmów, gdzie jego postać jest rozrywkowiczem (chociażby taka "Randa na weselu", którą miałam przyjemność oglądać podczas mojego pobytu we Włoszech w lipcu). Tutaj jednak dostajemy kogoś zupełnie innego. Logan Thibault to weteran wojenny, który wrócił do swojego rodzinnego kraju z misją odnalezienia pewnej osoby. Podczas pobytu na wojnie nasz bohater znajduje zdjęcie, które staje się jego talizmanem chroniącym od nieszczęść. I nie są to tylko puste słowa, gdyż zdjęcie pewnej obcej kobiety uratowało Logana w niejednej sytuacji. Gdy Thibault rusza w poszukiwania kobiety ze zdjęcia, trafia do miasteczka, w którym ów kobieta prawdopodobnie mieszka. Na szczęście okazuje się, że Logan się nie pomylił. Przybył z misją podziękowania, a koniec końców okazało się, że z naszego żołnierza jest swoisty tchórz. Zamiast podziękować i odejść, Logan zostaje w hotelu dla zwierząt, który prowadzi dziewczyna ze zdjęcia - Beth Clayton - wraz ze swoją matką. Thibault zostaje zatrudniony jako pomoc w hotelu. Dzięki temu zdobywa zaufanie Beth, która z początku nie była do niego nastawiona przyjaźnie - zastanawiało ją co taki szaleniec szuka w jej hotelu (szaleńcem nazwała go ze względu na to, że przeszedł pół kraju z buta).  Ich relacja mocno się rozwija, Logan ma dobre relacje z synem Beth, Benem. Niestety tu do akcji wchodzi były mąż naszej dziewczyny ze zdjęcia, Keith Clayton, który zamierza zabrać syna. Wykorzystuje do tego swoją pozycję miejscowego gliniarza. Jest jeszcze kwestia tego zdjęcia, co się z nim stało? Tego się dowiecie oglądając film, który naprawdę polecam.
Moja ocena to 8/10.

3. The Titan



Powiem tyle, tutaj miałam dość przejrzystą, ładną recenzję całego filmu, ale przez głupotę (którą opisałam wyżej) wszystko straciłam i nie mam nawet siły pisać tego od nowa, także dam tylko część tego co było tam.
Film opowiada historię Ricka Janssena (Sam Worthington) - byłego żołnierza - który został wybrany do pierwszego lotu na największy księżyc Saturna - Tytan. Oczywiście nie można na niego polecieć w taki sam sposób jak na księżyc. Jest to uwarunkowane kilkoma czynnikami. Po pierwsze, Tytan został uznany za najbardziej podobny do Ziemi pod względem warunków do życia. Dlaczego tak? Po wielu latach Ziemia traciła swoje zasoby, doszło do wojny między państwami, życie na ziemi jest zagrożone. Naukowcy poszukiwali nowego miejsca, w którym rasa ludzka mogłaby się dalej rozwijać i przetrwać, chociaż w tym przypadku "rasa ludzka" to za dużo powiedziane. Rick był jednym z kilku ludzi wybranych do lotu na Tytan. Zanim jednak mieli się wybrać w taką podróż, zostali poddani sporej ilości eksperymentom, oraz wymuszonym mutacją. Przez takie działania Janssen potrafił wytrzymać pod wodą bez tlenu o wiele dłużej niż najlepszy nurek. Niestety takie akcje na ludziach nie zawsze wychodzą na dobre. Część członków umiera, część nie daje rady psychicznie. Jak więc się kończą losy naszego bohatera? Dzięki żonie - Dr Abigail Janssen - zachowuje względne człowieczeństwo, a przynajmniej to w myślach. Zostaje ostatnim, który nadaje się do lotu na Tytana. Ogółem film daje dużo do myślenia. Pokazuje jak może wyglądać nasza przyszłość. Każdy raczej wie, że złoża ropy czy metali jest mocno ograniczona i w pewnym momencie będziemy zmuszeni do wynajdywania zastępników. Mam nadzieję, że nie zostaniemy zmuszeni do podboju innej planety i podróżom niczym z Gwiezdnych Wojen.
Film oceniłam tak samo jak pozycję numer 2. 8/10.

4. 400 days



Teraz film z inną aktorką, Caity Lotz.
Historia przyszłych astronautów, którzy zostali poddani eksperymentowi. Emily (Caity Lotz), Theo (Brandon Routh), Bug (Ben Feldman) i Walter (Grand Bowler) zostają zamknięci w makiecie statku kosmicznego, który obecnie znajduje się pod ziemią. Mają w nim przeżyć 400 dni, bez wychodzenia na zewnątrz. Oczywiście stacja kosmiczna zadbała o to, aby niczego im nie zabrało, oraz o pewne niespodzianki. Tu zaczyna się problem, gdyż wydarzenia, które później mają miejsce w filmie, sprawiają dużą trudność w odgadnięciu czy to niespodzianki zaplanowane przez autorów eksperymentu, czy to czysta prawda. Z początku naszym astronautom żyje się w miarę dobrze. W pewnym momencie dochodzi do awarii statku, przez co muszą ograniczyć pobór energii. Później też dostają kilka niespodzianek, ale największą jest ogromne trzęsienie. I tu zaczyna się walka z przekonaniami - to prawda czy kolejna sztuczka bazy? Muszę wspomnieć, że statek kosmiczny nie jest duży i w końcu komuś zacznie odbijać. Tak się dzieje z dwójką towarzyszy. Gdy w końcu dochodzi do dziwnej sytuacji, nasza grupka dzieli się na dwie mniejsze grupki. Jedni uważają, że to dalej część eksperymentu, drudzy myślą odwrotnie - coś tu nie gra. Łamiąc zakaz, wychodzą poza statek, ale nie dostają żadnego upomnienia, ani nic z tym związanego, jednak to co ujrzeli po wyjściu zszokowałby nie jednego człowieka. Nie zdradzę co to było. Tutaj muszę nadmienić, że film mnie osobiście strasznie wynudził. W dodatku myślę, że Lotz nie spełniła się w tej roli - film zdecydowanie nie dla niej. Nie ma odpowiedniej akcji, nie ma gdzie się wykazać. Natomiast jej kolega z planu, Brandon Routh spisał się niesamowicie. Jak w LoTcie mocno mnie irytował, tak tutaj uważam, że poszło mu nawet zgrabnie. Do tego dochodzi niskobudżetowość całego przedsięwzięcia.
Chyba to wystarczające uzasadnienie dlaczego moja ocena to 4/10.

5. The Machine


Nie wiedziałam jak się zabrać za napisanie na nowo tej opnii, gdyż wypaliłam się przy ponownym pisaniu opinii do filmów z poprzednich punktów. Ale jak trzeba to trzeba.
Mamy tu dziewczynę - Avę - która dostała pracę w laboratorium u boku Vincenta McCarthy (Toby Stephens). Na początku jej zadaniem było przerzucenie funkcjonowanie jej mózgu na dysk i stworzenie podstaw do myślącej maszyny. Oprócz tego została zeskanowana mimika jej twarzy oraz ruchy. Niestety dziewczyna ginie, a Vincent wdraża szybciej plan stworzenia Maszyny. Stety lub stety łamie obietnicę, którą dał Avie - maszyna miała nie mieć jej twarzy. Tutaj są dwie kwestie, dlaczego Maszyna ma twarz Avy - McCarty był tak przywiązany do dziewczyny, że chciał znowu ją zobaczyć lub po prostu niskobudżetowość sprawiła, że efekty specjalne były za drogie, aby wygenerować Maszynę. W każdym razie myślę, że jak na tak młodą aktorkę (a raczej tak niedoświadczoną), Lotz poradziła sobie z tym zadaniem naprawdę dobrze. Ogółem jeżeli chodzi o Maszynę i jej cel stworzenia to mamy rozbieżność pomiędzy zdaniem Vincenta, a Thomsona (Denis Lawson). Pierwszy stworzył Maszynę po to, aby uratować jakoś córkę, a drugi chciał zrobić z niej siłę militarną. Temu drugiemu mogę serdecznie podziękować, gdyż sprawił, że w filmie The Machine zobaczyłam coś czego tak bardzo brakowało mi w  400 days - w końcu Caity Lotz mogła się w chociaż minimalnym stopniu popisać swoimi umiejętnościami w walce. Film doskonale ukazuje rozwój naszej Maszyny i to nie tylko w kwestii wyćwiczenia w boju, ale również pod względem emocjonalnym, co przerażało Thomsona. Może się nawet wydawać, że maszyna pokochała swojego stwórcę - Vincenta.
Film wypadł moim zdaniem pozytywnie, ale to nadal średniak. A szkoda bo byłam przygotowana na coś o wiele lepszego. Jednak ocena aktorki, dla której obejrzałam ten film, nie powinna nikogo zdziwić. Dałam jej dziesiątkę. Nie zagrała na poziomie najlepszych gwiazd filmowych, ale oceniłam ją pod względem jej doświadczenia w zawodzie i tego jak zagrała w danym filmie.
Natomiast ocena całego filmu to takie 6/10.

----

Uf! Udało mi się napisać wszystko od nowa. Mam nauczkę na przyszłość, aby nie pisać postów od razu na czysto, a pisać w dokumentach google, gdzie mogę przywrócić jakąś część zapisów. To by było o wiele wygodniejsze.

W każdym razie, kolejny post mam nadzieję, że pojawi się jeszcze do końca tego tygodnia, najpóźniej w niedzielę. I teraz takie pytanie czy znowu go nie podzielę. Jeszcze się przekonamy, jednak na pewno ostatni post z tej serii będzie w niedzielę, gdyż od wtorku szykuję cotygodniowe posty na temat pewnego serialu. Domyślacie się o co chodzi? Dajcie znać w komentarzach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: ART