wtorek, 17 kwietnia 2018

Co sądzę o "Służącej Przewodniczącej".


Na początku krótki wstęp, aby nie pisać osobnego postu. Długo się nie odzywałam, to prawda. Nie miałam po prostu chęci do pisania czegokolwiek. Na początek chwalę się. Moja drużyna z siatkówki zajęła dzisiaj pierwsze pierwsze w półfinałach wojewódzkich. Niedługo mamy finały. Trzymajcie za nas kciuki. To będzie wielki zaszczyt zająć dobre miejsce. Po drugie, od kilku tygodni pomieszkuję sobie sama, a więc spadło na mnie dużo obowiązków, przez to mam mniej chęci do pisania. Po trzecie, będę na Pyrkonie! Odebrałam dzisiaj swój bilet. Jeszcze kupić bilety na przejazdy i będzie dobrze. No i chyba ostatnia informacja. Jak niektórzy wiedzą, od jakiegoś czasu staram się streamować na twitch.tv. Tak się złożyło, że niedawno dostałam towarzysza, przez co mogę już jako tako zarabiać na tym co robię. Tak, to też jakiś sukces jakby nie patrzeć.
A teraz przejdźmy do tego, co jest głównym tematem tego postu. Jak po tytule widzicie będzie to recenzja mangi „Kaichou wa maid-sama” znana w Polsce jako „Służąca Przewodnicząca”.
Jakiś czas temu swoją premierę miał osiemnasty, a zarazem ostatni tom serii. Akurat tak się złożyło, że mam już całą serię, a wczoraj skończyłam jej czytanie. Ze względu na dużą ilość treści postaram się rozdzielić post na cztery części: Fabuła, bohaterowie, kreska, polskie wydanie.
A więc zaczynajmy!
 
Przepraszam za jakość. :c

Fabuła:
„Misaki, przewodnicząca samorządu szkolnego w do niedawna męskim, a od niedawna koedukacyjnym liceum Seika, dzień w dzień walczy z egoizmem i ignorancją uczniów płci brzydszej. Dziewczyna skrywa jednak pewien sekret. Po godzinach dorabia sobie, pracując w kawiarni jako… udająca służącą kelnerka! Pewnego dnia o wszystkim dowiaduje się Usui, arcyprzystojny i arcypopularny uczeń Seiki. Czy to oznacza, że już niebawem cała szkoła dowie się o podwójnym życiu Misaki?!” – Czytamy na pierwszym tomie Służącej przewodniczącej.
Manga ta to typowe romansidło przeplatane dużą ilością dram, szczęśliwych momentów, zabawnych, humorystycznych akcji czy zwykłym życiem szkolnym i terrorem, jaki przewodnicząca wprowadza w Seice.
Zacznijmy może od pierwszej twarzy Misaki. Już w początkowych rozdziałach dowiadujemy się o tym, że nienawidzi mężczyzn przez swojego ojca, ale fakt niskiego czesnego w Seice sprawia, że to właśnie tą szkołę wybiera. Gdy po wielu trudach i pracy w pocie czoła udaje jej się zająć zaszczytne miejsce przewodniczącej samorządu uczniowskiego, Misaki postanawia zrobić wszystko, aby reputacja szkoły podniosła się oraz po to, aby garstka dziewczyn uczęszczająca do tej szkoły nie była terryzowana przez płeć męską. Oczywiście nie byłoby dobrej fabuły, gdyby wszyscy chłopcy po prostu poddali się wpływom przewodniczącej. Chłopcy buntują się przeciwko tyranicznym rządom Ayuzawy, ale nie mają nawet poparcia wśród nauczycieli, gdyż to właśnie Misaki jest ulubienicą całego grona pedagogicznego.
Fabuła rozciąga się w osiemnastu tomach. I powiecie pewnie ile można ciągnąć zwykłą shojkę? Sama się nad tym zastanawiałam. Czasami manga nudziła mnie gdy te same sytuacje non stop się powtarzały lub coś przeciągało się o wiele dłużej niż to powinno być. Jednakże to wszystko nadawało swego rodzaju klimatu, który pozwalał nam wczuć się w bohaterów, a niekiedy mamy wrażenie, że to właśnie my możemy być bohaterami „Służącej Przewodniczącej”. Ułatwia nam to fakt, że i Misaki i Takumi są w wieku licealnym, a manga jest skierowana właśnie do odbiorców w takim wieku (oczywiście istnieją wyjątki). Osobiście, zanim zabrałam się za czytanie całej serii, zastanawiałam się co można zawrzeć w tylu tomach. Przecież to miał być zwykły romans. Zdziwiłam się, gdy akcja mangi wykroczyła poza to, co znałam z anime (a właśnie dzięki temu odważyłam się zabrać za papierową wersję).
Żeby manga nie była zwykłym szkolnym romansem autorka postanowiła dodać pewien smaczek. Mam tu na myśli pracę, którą wykonuje Misaki. Kelnerka żyłaby dalej w spokoju, ukrywając swoją tajemnicę przed swoją szkołą, ale żeby było ciekawie jej tajemnicę odkrywa Takumi Usui – idol większości chłopców z Seiki, a także obiekt westchnień dziewcząt. Nic więc dziwnego, że Ayuzawa żyła w strachu, że sekret, który tak długo ukrywała, nagle pozna cała szkoła, a jej reputacja jako „diabolicznej przewodniczącej” upadnie. Usui nie był jednak nie wyjawił tajemnicy sądząc, że Ayuzawa może być tylko jego przewodniczącą. No i od tego momentu zaczyna się cała akcja mangi. I choć motyw główny mangi to kelnerki przebrane za służące w kawiarence „Maid Latte” uważam, że akcja w tym miejscu była nijaka. Sam klimat był ciekawy, jednakże brakowało mi z początku czegoś więcej. Z późniejszymi tomami akcja w Maid Latte rozkręcała się, jednakże były to pojedyncze smaczki, gdyż wydarzenia, które się tam odbywały, były naprawdę znikome.

Podsumowując fabułę: zwykłość w niezwykłości. To właśnie pozwoliło mi ocenić samą fabułę na 7/10

Bohaterowie:
W mandzie istnieje wielu bohaterów, jedni są bardziej dopracowani, drudzy są po prostu zapychaczami lub postaciami dodającymi komizm większości sytuacji (m.in. "tercet idiotyczny"). Główni bohaterowie –Misaki Ayuzwa i Takumi Usui – dwójka licealistów, bez których ta manga nie miałaby w ogóle sensu, no bo w końcu główni bohaterowie. Ayuzawa to przewodnicząca samorządu uczniowskiego Seiki nazywana "diaboliczną przewodniczącą" ze względu na jej silny charakter i zdominowanie płci brzydkiej w całej szkole. Wprowadza terror na terenie placówki, przez co nikt nie ośmiela się jej sprzeciwić. Z drugiej strony mamy Usuia, który jest uważany za bożyszcze Seiki. Najlepszy uczeń, a w dodatku najprzystojniejszy z chłopaków. Nic dziwnego, że żadna dziewczyna w Seice, a nawet poza nią, nie może się mu oprzeć. Usui ma jednak przewagę nad resztą męskiej populacji. Tylko on potrafi zapanować nad rządzą mordu przewodniczącej.
Oprócz dwójki głównych bohaterów występują również postacie poboczne. W nich znajdują się przyjaciółki Misaki, wspomniany "tercet idiotyczny", samorząd szkolny czy wszyscy pracownicy Maid Latte. To tylko pojedyncze przypadki, gdyż cała manga jest wypełniona postaciami, mniej i bardziej ważnymi. Jednakże spośród wszystkich tych osób, tylko mała garstka miała większy wpływ na fabułę. Jedna z ważniejszych postaci to, z początku epizodyczny, przewodniczący elitarnej szkoły Miyabigaoka, Tora Igarashi, ale o tej postaci nie powiem za wiele, gdyż zdradziłoby Wam to za dużo dalszej fabuły.
Powiedziałam, że jest masa postaci pobocznych, ale to nie oznacza, że nie mają one żadnego wpływu na całą akcję mangi. Co więcej, gdyby nie niektóre postacie, akcja stała by w miejscu, a sytuacja między Usuiem, a Misaki, stała by cały czas w miejscu.
Uważam, że autorka wykonała kawał roboty, gdyż nie wszystkie postacie są szare i nijakie. Niektóre posiadają swój własny, indywidualny charakter, dzięki któremu manga nigdy się nie nudzi.
 Podsumowując. Za kreację bohaterów daję solidne 8/10.


Kreska:
Tercet idiotyczny
Hiro Fujiwara tworzyła „Kaichou wa maid-sama” przez osiem lat. Nic więc dziwnego, że jej styl rysowania z pierwszego tomu różni się od tego z osiemnastego. Czy jest to zmiana na dobre? Oczywiście. Kreska w pierwszym tomie była prosta, włosy bohaterów strasznie sztywne, brakowało im lekkości, jednakże jak na rok, w którym manga powstawała, to wcale nie jest tak źle. Osobiście uwielbiam progress jaki zrobiła Fujiwara. W ciągu tygodnia przeczytałam sześć tomów tej mangi i z każdym kolejnym styl i kreska zmieniała się. Stawała się lekka, jaśniejsza i bardziej czytelna. Dlaczego mówię o jasności? Ponieważ w pierwszych tomach tła i ubrania były strasznie ciemne, co nadawało dziwną atmosferę podczas czytania. Z każdym kolejnym tomem widać jednak, że autorka stara się zmienić swoje „błędy”, co wychodzi jej na plus. Nie da się jednak dziwić. Jak wspomniałam na początku, manga powstawała przez wiele lat. Gdyby w kresce nie zaszedł progress, byłaby naprawdę bardzo zdziwiona.
To taki ogólnik do tego, co uważam o kresce, jednakże to nie wszystko. Nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na szczegóły. Głowni bohaterowie są wykreowani naprawdę dobrze. Widać, że autorka poświęcała im bardzo dużo czasu. Oczywiście nie mówię tutaj tylko o dwóch głównych. Wyjątkami są jeszcze bliscy znajomi i osoby, które są ściśle związani z Misaki i Usuim. Jest jeden wyjątek. Tak zwany „tercet idiotyczny” został ukazany w komicznej wersji. Ich normalne rysunki są w mandze naprawdę rzadkie, a najczęściej są pokazywane w komicznym wyglądzie. Autorka nie poświęca dużo czasu twarzą. To nie zmieniło się przez wszystkie tomy. Postacie w tle zazwyczaj mają po prostu tylko kreskę, która oznaczała nos, ewentualnie usta. Oczy posiadają tylko bohaterowie pierwszoplanowi. Nie dziwię się co prawda temu zabiegowi. Komu by się chciało rysować tyle par oczu, gdzie w szkole zazwyczaj jest dużo uczniów.

Podsumowując kreskę daję 9/10. Gdyby miała oceniać ją jeszcze kilka tomów wcześniej, ocena nie byłaby taka wysoka. 


Polskie wydanie:
W Polsce wyszło standardowo 18 tomów. Jest to standardowe wydanie w formacie B6, co nie było najlepszym pomysłem wydawnictwa. Dlaczego tak sądzę? Przy takiej ilości tekstu mało miejsca jest poświęcone ilustracją, ale przez to też wszystko jest napchane na jedną kartę, co po dłuższej chwili robi się uciążliwe w czytaniu. Dlatego też pierwsze sześć tomów czekało na swoją kolej od przeszło roku. Dopiero jakiś czas temu zaczęłam wszystko nadrabiać. Zauważyłam, że z kolejnymi tomami tego tekstu robiło się trochę mniej, ale jednak dalej było to uciążliwe. Poza tym mały format przy tak pięknych rysunkach i okładkach nie prezentuje się tak dobrze jak inne mangi. I tak. Nie mogę nie pogratulować osobie odpowiedzialnej za grafikę polski obwolut „Służącej”. Kolorystyka wszystkich obwolut jest cudowna. Można nimi naprawdę nacieszyć oko, a w dodatku brzegi przepięknie wyglądają na półce.
Za tłumaczenie był odpowiedzialny Paweł Dybała – moim zdania jeden z najlepszych polskich tłumaczy. Przypisując go do tego projektu, wydawnictwo wykonało doskonały wybór. Żarty odwołujące się do polskich dzieł literacki, różnych filmów, a nawet bajek sprawiały, że nie potrafiłam się przestać śmiać przez kilka minut. Nie raz dzieliłam się zdjęciami kadrów z mangi ze znajomymi, którzy nie znając wcześniejszej historii i tak uważali to za śmieszny żart. Także tłumaczeniu nie mogę nic zarzucić, a nawet cieszę się, że jest takie, a nie inne. Spotkałam się ze zdaniem, że polskie tłumacznie „Służącej Przewodniczącej” jest kiepskie, nie pokazujące prawdziwych emocji i humoru mangi. Patrząc na to pod pryzmatem moich doświadczeń nie mogę się z tym zgodzić. Widziałam tłumaczenie zagraniczne (między innymi włoskie i angielskie) i z całą odpowiedzialnością z tych, z którymi miałam do czynienia, polskie tłumaczenie jest najlepsze.
Także jedyną rzeczą, do której mogę się doczepić, to ten nieszczęsny mały format. Jak na przykład w „Kobato” czy w „Ścieżkach Młodości” nie miałam do niego zastrzeżeń, niestety w „Służącej Przewodniczącej” przeszkadza mi. Dlatego moja ocena wynosi 8/10.


     Okładki, które najbardziej przypadły mi do gustu



Podsumowanie:
To wszystko co mogłam napisać w tej opinii o całej mandze „Służąca Przewodnicząca”. Zbierając wszystko do kupy średnia ocena wyszła 8/10. Taka też ocena jest widoczna na moim Malu (jestem tam pod nazwą Tasal).


Tym podsumowaniem kończę również cały post. Myślę, że nie pisałam zbytnio chaotycznie. Jeżeli czytaliście mangę zachęcam do dyskusji w komentarzach.
Do następnego!

Źródła grafiki:
Galeria własna
mangarden.pl
vignette.wikia.nocookie.net
CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: ART