poniedziałek, 30 stycznia 2017

Śnieg, mróz, konie i worki. Jednym słowem kulig pełną parą.

Wycieczki klasowe od zawsze były nieodzowną częścią życia szkolnego. Dzięki nim integrujemy się i jednocześnie dobrze bawimy. Nic więc dziwnego, że w dniu, kiedy ostatni dzień przed feriami mieliśmy iść do szkoły pojechaliśmy klasowo (No dobra. Nie do końca klasowo bo i druga klasa dołączyła się do nas) na kulig! Zima łączy się ze śniegiem, więc grzechem byłoby nie wykorzystać tak wspaniałych dni na to by siedzieć na trzech matmach, polskim, historii i fizyce (Och jaka wielka szkoda tych trzech matm i fizyki).

Na miejscu przywitało nas ognisko. Po chwilowym zaaklimatyzowaniu się podjechały dwa konie z bryczką i trzema parami sanek przyczepionymi do tyłu. Nie zdziwię was chyba, jeżeli powiem, że duża liczba osób rzuciła się na sanki, prawda? Niestety było miejsce tylko dla sześciu osób, ale woźnica zapewnił nas, że będą zmiany. Ja nie załapałam się na pierwszą turę, jednak po zmianie siedziałam na dwuosobowych sankach z koleżanką. Nie zgadniecie na których sankach siedziałyśmy. Oczywiście, że na ostatnich! Najlepsze moim zdaniem miejsce podczas kuligów. Mamy największą kontrolę nad zabawą. Tak było i tym razem. Nie obyło się bez upadków (Zaliczyłam dwa, ale nie żałuję ich. Warto było) i zabawnych momentów podczas bieganiu i wskakiwaniu z powrotem na sanki.

Na miejscu przywitało nas ognisko. Po chwilowym zaaklimatyzowaniu się podjechały dwa konie z bryczką i trzema parami sanek przyczepionymi do tyłu. Nie zdziwię was chyba, jeżeli powiem, że duża liczba osób rzuciła się na sanki, prawda? Niestety było miejsce tylko dla sześciu osób, ale woźnica zapewnił nas, że będą zmiany. Ja nie załapałam się na pierwszą turę, jednak po zmianie siedziałam na dwuosobowych sankach z koleżanką. Nie zgadniecie na których sankach siedziałyśmy. Oczywiście, że na ostatnich! Najlepsze moim zdaniem miejsce podczas kuligów. Mamy największą kontrolę nad zabawą. Tak było i tym razem. Nie obyło się bez upadków (Zaliczyłam dwa, ale nie żałuję ich. Warto było) i zabawnych momentów podczas bieganiu i wskakiwaniu z powrotem na sanki.
Jednak taka przejażdżka po zaśnieżonym lesie nie była jedyną atrakcją. Po powrocie do naszej bazy mieliśmy porządnie rozpalone ognisko. Część osób zaczęła piec swoje kiełbaski, natomiast pozostali ruszyli prosto do kolejnej atrakcji - górki z której można było zjeżdżać na workach wypchanych sianem.
Zabawa była niesamowita. Dużo osób wygłupiało się, ścigało na dwóch torach przygotowanych do zjazdów. Niektórzy z początku bali się zjeżdżać, jednak już po kilku zjazdach nie mogli przestać. No bo w końcu trzeba wykorzystać czas, w którym można na wesoło spędzić z klasą. Z miłym uczuciem powróciłam do czasów dzieciństwa, kiedy to zjeżdżanie na workach z pobliskich górek było codziennością w zimę. Czemu teraz tego nie robię? Jestem leniem i zmarźluchem, który w zimę woli przesiedzieć w domu pod kocykiem i z kubkiem ciepłego kakao.
W późniejszym czasie część osób zmyła się do ciepłego pomieszczenia a część pozostała przy ognisku rozmawiając i śmiejąc się z różnych tematów. Byłam w grupie przy ognisku, więc nie wiem co takiego robili moi znajomi w budynku.

Na podsumowanie powiem, że z chęcią wybrałabym się ponownie w tamto miejsce w takim samym składzie. Dzięki takim wyjazdom bardziej się integrujemy (stąd nazwa wycieczek integracyjnych, ale ciii...), dowiadujemy się o sobie jeszcze więcej i oczywiście mile spędzamy czas. Uważam, że klasa powinna być zgrana i w takich momentach tak się dzieje.

Dziękuję za zdjęcia Marcie. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: ART