środa, 24 sierpnia 2016

Moja praca letnia


Witam was wszystkich po tak długim czasie. Nie dodawałam postów, gdyż nie miałam czasu lub chęci. Jak wiele osób wie, jestem najprawdziwszym w życiu leniem, więc nie dziwię się, że ten post tak długo powstawał. A powstaje już dobre dwa tygodnie. Miał zostać napisany w trakcie, bądź zaraz po skończeniu mojej pracy letniej, a jak można się po tytule i zdjęciu domyślić, był to zbór wiśni. W notce opowiem trochę jak mi się zrywało oraz wspomnę trochę o pracach sezonowych.


Pod koniec lipca zaczęłam zbierać wiśnie u mojej przyjaciółki Oli. Rwanie trwało coś koło dwóch tygodni, jednak ja byłam dokładnie jedenaście dni. Było to spowodowane czasami moim lenistwem, bądź ważniejszymi sprawami, których nie mogłam przełożyć. Czy pogoda nam dopisała? Nie powiedziałabym. Często z sadu zganiał nas deszcz, któremu często towarzyszyła burza. Dlatego też, mimo że starałam się rwać jak najwięcej i najdokładniej (żeby potem nie poprawiać) nie zawsze mi się to udawało. Jednak w ciągu tych dni zdarzały się słoneczne dni. Czasami nie dało się wytrzymać a chłodny wiatr dało się poczuć tylko przez kilka sekund. I tak pracowaliśmy przez kilka godzin dziennie. Jednak ponarzekaliśmy trochę, ale pracowaliśmy z taką sama werwą jak zawsze.


Domyślając się jaka będzie pogoda najlepiej było się ubrać na 'cebulkę", jednak ja byłam taka "mądra", że założyłam sobie koszulę z długim rękawem, oczywiście taty. Po kilku dniach stwierdziłam, że to był błąd i zamieniłam ten "genialny" strój na bokserkę z moją koszulą. Oczywiście nie pomyślałam dobierając kolory i sok z wiśni do tej pory jest na tych dwóch częściach mojej garderoby.


Ważne rzeczy podczas rwania to oczywiście rękawiczki, bez których się nie obyło, chusta bądź czapka z daszkiem (jak kto woli. Ja preferowałam to pierwsze) i dla niektórych zaskoczeniem będzie, że przydatnym jest też pasek. Tak! Dokładnie! Gdy posiadało się pasek o wiele łatwiej rwało się stojąc na drabinie cz nawet na ziemi. Koszyk mocowało się na wysokości brzucha (dlatego też moja bokserka jest w tamtym miejscu taka brudna) i zrywanie od razu szło szybciej. Jeżeli nie posiadało się paska to można było poprosić o sznurek dzięki któremu też było łatwiej zrywać, ale już nie tak efektywnie jak dzięki paskowi. Sznurek często osuwał się i wrzynał a to nie było zbyt miłe. Pierwszy dzień rwałam właśnie ze sznurkiem, gdyż nie wzięłam paska z domu. Jednak na drugi dzień się opamiętałam i już nie zapomniałam go wziąć.


 Jedno z kilku rzeczy które mi się podobały to duża ilość małych drzewek i BARDZO DUŻE wiśnie. Niektóre z wielkości przypominały często czereśnie. W smaku też nie były najgorsze. Co prawda były kwaśne, jak to wiśnia, ale można było się spotkać z niektórymi nieco słodszymi wyjątkami. Oprócz tego, że drzewa były niskie i rozłożyste to do tego były bardzo oblepione w wiśnie. Przy jednym drzewku potrafiłam spędzić SAMA nawet trzy godziny ( to nie liczba nie wiadomo skąd wzięta. przyszłam rwać o siódmej a skończyłam po dziesiątej.) i nie obijałam się. Cały czas rwałam bez przerw.
Jeżeli chodzi o przerwy i godziny rwania. Najczęściej przychodziło się rano i rwało się do tej godziny, aż nie wyskoczył deszcz. Przerwy robiono sobie kiedy się tylko rwało. Nie byliśmy ponaglani, co jest bardzo fajne. Jednak z opowieści znajomych i rodziny wiem. że nie wszędzie tak jest.
 Mój dzień wyglądał zazwyczaj tak samo: Wstawanie wcześnie rano. Przygotowywanie się do pracy. Pojechanie na miejsce rowerem. Rwanie przez kilka godzin. Powrót do domu i spanie.

Dużo spałam gdy wracałam ze słońca. Bardzo mnie to męczyło. Zrywanie wiśni bardzo mi się podobało. Jeżeli będę mogła to w przyszłym roku także pójdę. Ne zarobiłam jakieś wielkiej sumy pieniędzy, jednak jak na mnie to stwierdzam, że nie jest źle. Jestem również z siebie dumna, gdyż udowodniłam, że nie przestanę chodzić, aż do końca. Moja przyjaciółka w trakcie zrywania powiedziała mi ,,Jestem z ciebie dumna. Nie sądziłam, że będziesz tak długo chodzić. Myślałam, że pochodzisz jeden, góra dwa dni i stwierdzisz, że już ci się nie chce".

Miałam jeszcze wspomnieć o pracach sezonowych. A więc. Lato to idealny czas, aby sobie dorobić. Najczęściej z prac sezonowych korzystała młodzież, która chce zdobyć pieniądze poprzez własną pracę. No właśnie... Korzystała. Podczas mojego zarobku na wiśnie chodziło raptem cztery osoby, które były mniej więcej w moim wieku. To dużo? Właśnie nie. Jednak zachęcam do takich prac. Jest to przyjemne z pożytecznym. Przyjemne bo jesteśmy na świeżym powietrzu i ćwiczymy swoje zdolności manualne poprzez rwanie, a pożyteczne ponieważ pomagamy sadownikom w oberwaniu drzewek bądź krzaków i dostajemy za to pieniądze. Czego chcieć więcej?
Więc zamiast siedzieć pół dnia przed komputerem, telewizorem lub telefonem, wyjdźcie na dwór, poszukajcie w okolicy czy ktoś nie poszukuje jakiś rąk do pomocy podczas rwania. Sama po sobie zauważyłem, że podczas tych jedenastu dni nie spędzałam praktycznie w ogóle czasu przed komputerem. Co prawda korzystałam z telefonu, ale w minimalnym stopniu, gdyż zajmowałam się bardziej rwaniem.

Z racji, że do końca wakacji pozostało kilka dni życzę wam spędzenia ich jak najlepiej. Nie jestem pewna czy dam rade wstawić cos jeszcze przed rozpoczęciem. Jednak spróbuję coś napisać.
Miłej nocy ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: ART