piątek, 30 sierpnia 2019

Carmilla - Ostrze nad serialem #1

"— Hej
— Um... Przepraszam, ale kim ty do diabła jesteś?
— Carmilla, twoja nowa współlokatorka, kochanie"

Kiedy twoja współlokatorka znika, a zamiast niej pojawia się nowa, coś ci nie gra. Twoja natura daje o sobie znać i starasz się odnaleźć poprzedniczkę, ale w międzyczasie użerasz się z nowym mieszkańcem twojego pokoju. A co się stanie, jeżeli okaże się, że mieszkasz z wampirem? W dodatku z seksownym wampirem? 

Konkretna opinia zaczyna się od znaczków wielkości/mniejszości.

"Carmilla" to serial, który opowiada historię Laury Hollis — studentki dziennikarstwa (a przynajmniej tyle wywnioskowałam), starającą się odnaleźć swoją przyjaciółkę, która zaginęła po jednej z imprez. Gdy tej nie ma kilka dni do jej pokoju wprowadza się dziewczyna o imieniu Carmilla. Jej stosunki z Hollis są dziwne, a sama Laura uważa dziewczynę za mocno pokręconą. Po czasie Laura, wraz ze swoimi przyjaciółmi, odkrywają, że Carmilla jest wampirem, a zaginięcie Betty (wcześniejszej współlokatorki Laury) wiąże się z wampirzym kultem.

To tak w skrócie. Dlaczego wzięłam się za oglądanie tego serialu tak późno? W końcu zakończył się w 2016 roku. Możliwe, że przez to, że serialami zainteresowałam się jakiś rok temu, a na Carmillę trafiłam całkiem przypadkiem, kiedy na youtubie wyświetlił mi się jakiś filmik z Dominique Provost-Chalkley (co było powiązane z filmem The Carmilla Movie, do którego stworzyłam napisy, które znajdziecie pod tym linkiem ---> KLIK). Stwierdziłam, że skoro serial ma trzy sezony, a odcinki są tak krótkie, to obejrzę to zaraz po 7 sezonie Orange is the New Black. Taaak. OITNB i Carmillę obejrzałam w dwa dni. Najpierw całą noc poświęciłam  Carm, a potem na więźniarki. Dosyć już tej historii. Przejdźmy do mojej opinii. 

<><><><><><><><>

Gdy przeczytałam, że Carmilla to kolejny serial opowiadający o miłości dwóch kobiet, od razu się za niego zabrałam. Zachwyciła mnie w nim nie gra aktorska, krótkie odcinki, czy fakt, że był nagrywany w jednym ujęciu. Tym, co sprawiło, że pokochałam go całym sercem, była idealnie skonstruowana fabuła zawierająca dużo groteski. Tak, mogę z czystym sercem nazwać Carmillę serialem groteskowym. Mamy tutaj poważną tematykę, a zarazem dziwny humor, który rozbawi nawet największego smutasa. Oprócz tego pomieszanie nowoczesności (przykład: Laura nagrywająca videobloga), a zarazem uniwersytet, którego klimat został zachowany w staroświeckim stylu. 
Ciekawym zabiegiem twórców jest sposób nagrywania. Wszystkie sezony (nie licząc dwóch ostatnich odcinków) mają swoje miejsce nagrywania. W pierwszym sezonie dostajemy pokój Laury i Carmilli (a wcześniej Betty), drugi sezon przenosi nas do domu dziekan-matki Carmilli (gdzie dostajemy ujęcia z kilku punktów), natomiast trzeci odbywa się w magicznej bibliotece uniwersytetu Silas. To naprawdę ciekawe, gdyż pozwala rozwinąć naszą kreatywność. Musimy sobie wyobrazić, co się dzieje poza danymi pomieszczeniami z informacji uzyskanych od bohaterów. 
Oprócz tego obsada serialu nie jest mocno rozbudowana, co daje nam większą szansę na przyswojenie sobie bohaterów, a zarazem zżycie się z nimi. 
Powiedziałam na początku, że nie gra aktorska przywiodła mnie do tego serialu i to jest prawda, ale nie oznacza, że w ogóle nie zwracałam na to uwagi. Z początku denerwowało mnie to, jak Elise Bauman odgrywała Laurę Hollis, ale po pewnym czasie zrozumiałam, że taki był zamysł, a jej kreacja bohaterki była bardzo dobra. Muszę pochwalić samą Bauman za umiejętność odgrywania emocji. W dzisiejszym świecie naprawdę ciężko znaleźć mi aktora młodego pokolenia, który nie jest po prostu kłodą. Carmillę Karnstein natomiast odgrywała Natasha Negovanlis — aktorka bardzo pozytywnie nastawiona do życia, pełna charyzmy i ulubienica fanów. Miała za zadanie odegrać wampira, który pozbawiony jest emocji i jej się to udało. Oczywiście nie liczmy tego, że Carmilla przez te trzy sezony przechodzi mocną przemianę. Od wampirzycy, która ma na wszystko wywalone, a jej jedynym celem w życiu jest usługiwanie matce ---> przez zakochaną, a następnie zdradzoną, dziewczynę ---> po naprawdę zakochaną i pragnącą zrobić wszystko dla ukochanej kobietę.
W serialu jest też dobre to, że nie dostajemy miliona różnych wątków, które i tak nie zostają wyjaśnione. Twórcy skupiają się na głównych celach poszczególnych sezonów, a wątki poboczne są zazwyczaj rozwiązywane w kilku odcinkach. Jest to dobry zabieg, patrząc na to, jak pełnoprawne seriale tworzą wątki, których nie są w stanie wyjaśnić, gdyż zabrakło im czasu, a w następnych sezonach zapominają o tym.
Ostatnią rzeczą, na której chciałabym się skupić to podejście do tematyki, o której obecnie jest bardzo głośno — LGBTQ+. Dlaczego zostawiłam to na koniec? Bo uważam, że w całym serialu to właśnie to jest najważniejsze. Nie chodzi o to, że w końcu powstał serial, w którym głównym założeniem jest homoseksualizm itp. Nie. Raczej o sposób, w jakim zostaliśmy o tym poinformowani... a raczej nie zostaliśmy. I to jest cudowne! Nie musieliśmy dostać tekstu "JESTEM LESBIJKĄ! JESTEM BI! JESTEM GEJEM! JESTEM NIEBINARNY/A". Różnorodność została w serialu przedstawiona w tak naturalny sposób, że szczerze się popłakałam. Niektórzy mogą twierdzić, że w serialu jest właśnie za dużo tego typu wątków, a ja stwierdzam, że serial właśnie na tym miał polegać. Miał pokazać naturalność, która została przekazana w groteskowym klimacie serii. 

Serial zawiera trzy sezony, a dodatkowo serial zero, który chronologicznie znajduje się pomiędzy drugim a trzecim sezonem. Całość można obejrzeć w jakieś dwanaście godzin, a dodatkowo film trwający jakieś półtora godziny. Naprawdę zachęcam do obejrzenia (o ile jeszcze tego nie zrobiliście) i podzieleniu się swoimi wrażeniami. 

Wszelkie linki do serialu:

A teraz piosenka posta: 

I tym akcentem pragnę się z wami pożegnać i zachęcić do czekania na kolejne posty. Do następnego w "Ostrze nad..."! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: ART