Filmy były wybierane ze względu na aktorki, więc tak je też podzielę.
Zacznijmy od aktorki Taylor Schilling.
1. Take me
Moja ocena to 6/10, choć jeszcze kilka tygodni temu była to 4/10.
2. Szczęściarz
Moja ocena to 8/10.
3. The Titan
Film opowiada historię Ricka Janssena (Sam Worthington) - byłego żołnierza - który został wybrany do pierwszego lotu na największy księżyc Saturna - Tytan. Oczywiście nie można na niego polecieć w taki sam sposób jak na księżyc. Jest to uwarunkowane kilkoma czynnikami. Po pierwsze, Tytan został uznany za najbardziej podobny do Ziemi pod względem warunków do życia. Dlaczego tak? Po wielu latach Ziemia traciła swoje zasoby, doszło do wojny między państwami, życie na ziemi jest zagrożone. Naukowcy poszukiwali nowego miejsca, w którym rasa ludzka mogłaby się dalej rozwijać i przetrwać, chociaż w tym przypadku "rasa ludzka" to za dużo powiedziane. Rick był jednym z kilku ludzi wybranych do lotu na Tytan. Zanim jednak mieli się wybrać w taką podróż, zostali poddani sporej ilości eksperymentom, oraz wymuszonym mutacją. Przez takie działania Janssen potrafił wytrzymać pod wodą bez tlenu o wiele dłużej niż najlepszy nurek. Niestety takie akcje na ludziach nie zawsze wychodzą na dobre. Część członków umiera, część nie daje rady psychicznie. Jak więc się kończą losy naszego bohatera? Dzięki żonie - Dr Abigail Janssen - zachowuje względne człowieczeństwo, a przynajmniej to w myślach. Zostaje ostatnim, który nadaje się do lotu na Tytana. Ogółem film daje dużo do myślenia. Pokazuje jak może wyglądać nasza przyszłość. Każdy raczej wie, że złoża ropy czy metali jest mocno ograniczona i w pewnym momencie będziemy zmuszeni do wynajdywania zastępników. Mam nadzieję, że nie zostaniemy zmuszeni do podboju innej planety i podróżom niczym z Gwiezdnych Wojen.
Film oceniłam tak samo jak pozycję numer 2. 8/10.
4. 400 days
Teraz film z inną aktorką, Caity Lotz.
Historia przyszłych astronautów, którzy zostali poddani eksperymentowi. Emily (Caity Lotz), Theo (Brandon Routh), Bug (Ben Feldman) i Walter (Grand Bowler) zostają zamknięci w makiecie statku kosmicznego, który obecnie znajduje się pod ziemią. Mają w nim przeżyć 400 dni, bez wychodzenia na zewnątrz. Oczywiście stacja kosmiczna zadbała o to, aby niczego im nie zabrało, oraz o pewne niespodzianki. Tu zaczyna się problem, gdyż wydarzenia, które później mają miejsce w filmie, sprawiają dużą trudność w odgadnięciu czy to niespodzianki zaplanowane przez autorów eksperymentu, czy to czysta prawda. Z początku naszym astronautom żyje się w miarę dobrze. W pewnym momencie dochodzi do awarii statku, przez co muszą ograniczyć pobór energii. Później też dostają kilka niespodzianek, ale największą jest ogromne trzęsienie. I tu zaczyna się walka z przekonaniami - to prawda czy kolejna sztuczka bazy? Muszę wspomnieć, że statek kosmiczny nie jest duży i w końcu komuś zacznie odbijać. Tak się dzieje z dwójką towarzyszy. Gdy w końcu dochodzi do dziwnej sytuacji, nasza grupka dzieli się na dwie mniejsze grupki. Jedni uważają, że to dalej część eksperymentu, drudzy myślą odwrotnie - coś tu nie gra. Łamiąc zakaz, wychodzą poza statek, ale nie dostają żadnego upomnienia, ani nic z tym związanego, jednak to co ujrzeli po wyjściu zszokowałby nie jednego człowieka. Nie zdradzę co to było. Tutaj muszę nadmienić, że film mnie osobiście strasznie wynudził. W dodatku myślę, że Lotz nie spełniła się w tej roli - film zdecydowanie nie dla niej. Nie ma odpowiedniej akcji, nie ma gdzie się wykazać. Natomiast jej kolega z planu, Brandon Routh spisał się niesamowicie. Jak w LoTcie mocno mnie irytował, tak tutaj uważam, że poszło mu nawet zgrabnie. Do tego dochodzi niskobudżetowość całego przedsięwzięcia.
Chyba to wystarczające uzasadnienie dlaczego moja ocena to 4/10.
5. The Machine
Mamy tu dziewczynę - Avę - która dostała pracę w laboratorium u boku Vincenta McCarthy (Toby Stephens). Na początku jej zadaniem było przerzucenie funkcjonowanie jej mózgu na dysk i stworzenie podstaw do myślącej maszyny. Oprócz tego została zeskanowana mimika jej twarzy oraz ruchy. Niestety dziewczyna ginie, a Vincent wdraża szybciej plan stworzenia Maszyny. Stety lub stety łamie obietnicę, którą dał Avie - maszyna miała nie mieć jej twarzy. Tutaj są dwie kwestie, dlaczego Maszyna ma twarz Avy - McCarty był tak przywiązany do dziewczyny, że chciał znowu ją zobaczyć lub po prostu niskobudżetowość sprawiła, że efekty specjalne były za drogie, aby wygenerować Maszynę. W każdym razie myślę, że jak na tak młodą aktorkę (a raczej tak niedoświadczoną), Lotz poradziła sobie z tym zadaniem naprawdę dobrze. Ogółem jeżeli chodzi o Maszynę i jej cel stworzenia to mamy rozbieżność pomiędzy zdaniem Vincenta, a Thomsona (Denis Lawson). Pierwszy stworzył Maszynę po to, aby uratować jakoś córkę, a drugi chciał zrobić z niej siłę militarną. Temu drugiemu mogę serdecznie podziękować, gdyż sprawił, że w filmie The Machine zobaczyłam coś czego tak bardzo brakowało mi w 400 days - w końcu Caity Lotz mogła się w chociaż minimalnym stopniu popisać swoimi umiejętnościami w walce. Film doskonale ukazuje rozwój naszej Maszyny i to nie tylko w kwestii wyćwiczenia w boju, ale również pod względem emocjonalnym, co przerażało Thomsona. Może się nawet wydawać, że maszyna pokochała swojego stwórcę - Vincenta.
Film wypadł moim zdaniem pozytywnie, ale to nadal średniak. A szkoda bo byłam przygotowana na coś o wiele lepszego. Jednak ocena aktorki, dla której obejrzałam ten film, nie powinna nikogo zdziwić. Dałam jej dziesiątkę. Nie zagrała na poziomie najlepszych gwiazd filmowych, ale oceniłam ją pod względem jej doświadczenia w zawodzie i tego jak zagrała w danym filmie.
Natomiast ocena całego filmu to takie 6/10.
----
Uf! Udało mi się napisać wszystko od nowa. Mam nauczkę na przyszłość, aby nie pisać postów od razu na czysto, a pisać w dokumentach google, gdzie mogę przywrócić jakąś część zapisów. To by było o wiele wygodniejsze.
W każdym razie, kolejny post mam nadzieję, że pojawi się jeszcze do końca tego tygodnia, najpóźniej w niedzielę. I teraz takie pytanie czy znowu go nie podzielę. Jeszcze się przekonamy, jednak na pewno ostatni post z tej serii będzie w niedzielę, gdyż od wtorku szykuję cotygodniowe posty na temat pewnego serialu. Domyślacie się o co chodzi? Dajcie znać w komentarzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz