niedziela, 4 listopada 2018

[Legends of Tomorrow]S4E02 Wyruszamy do Salem!

Kolejny tydzień i kolejny odcinek. Tym razem nasi bohaterowie wyruszyli do Salem, a jak dobrze wiemy, jedna z naszych bohaterek już tam była i prawie zawisła na stryczku. Tutaj oczywiście mówię o Sarze Lance, która w drugim sezonie została wysłana przez Ripa Huntera do roku 1693 do Salem.

Tym razem trafiamy do roku 1692, w którym Legendy odkryły kolejną magiczną istotę. Ta postać jest znana z takiej bajki jak Kopciuszek. Jak się można domyśleć, chodzi tu o Wróżkę Chrzestną. Jeżeli myślicie, że ta starsza pani, która była tak milutka w bajce Disneya, będzie taka sama tutaj to... mocno się mylicie. Nie na darmo załoga Wavridera i nowy członek, który nie chce się nazywać Legendą, chcą wysłać ją w to samo miejsce co zeszłotygodniowego jednorożca. W tym odcinku zostały przedstawione dwie historie. Jedna z wróżką — o której powiem później; a druga Biura Czasu, które ma niemałe problemy, tym razem z rzeczami przyziemnymi, jakimi są pieniądze. Ava Sharpe, obecny dyrektor Biura, musi przekonać rząd odnośnie do pojawienia się magicznych stworzeń i tym samym przekonać ich do dofinansowania tajnej organizacji, którą prowadzi. Pomaga jej w tym Nate Heywood, który pozostał w roku 2018, aby poprawić stosunki ze swoim ojcem.
Niestety życie nie jest takie proste i jemu również zaczyna brakować pieniędzy. Po dziwnym spotkaniu w nocy w siedzibie BC, Nate postanawia pomóc Avie w papierkowej robocie i zdobyć pieniądze na dalszy rozwój Biura.

To tak w skrócie co się działo. W tym odcinku mieliśmy pokazane dwie dość silne związki między bohaterami i nie chodzi mi tutaj tylko o romantyczną stronę. Pierwszym z nich jest Ava i Nate. Bardzo mi się podoba to, co twórcy robią z tą dwójką. Ich przyjaźń jeszcze bardziej się rozwija i widać, że się nieźle dogadują. Podobnie jest w sytuacji Sary i Zari. Jak wiadomo, Sara była niechętnie nastawiona do Zari i nawzajem, ale teraz to, co ta dwójka reprezentuje, jest... naprawdę cudowne. Mogę się rozpisywać przez wieczność o tym, jak twórcy rozwinęli postać Sary. Obserwuję ją od 2 sezonu Arrowa i naprawdę przeszła ogromną zmianę. Dlaczego o tym wspominam? Sara jest teraz kapitanem Wavridera. Dojrzała do tej roli, ale nie znaczy to, że jest kompletnie oziębłą postacią bez uczuć (gdyby tak było, nie powstałby związek z Avą), a wręcz przeciwnie. Pokazuje swoją troskę o załogę swojego statku. Już mogliśmy się o tym przekonać w trzecim sezonie, jednak w tym odcinku mieliśmy pięknie pokazaną relację Zari i Sary. Wspomnieć należy też o samej Zari, która przez swoją lekkomyślność prawie wszystko zepsuła, nie mówiąc już o zabiciu kilku ludzi z Salem.

Nie powiem, mam mieszane uczucia co do tego odcinka. Z jednej strony sama postać Wróżki Chrzestnej odchodziła gdzieś na bok, nie było akcji, a odcinek był w pewnym momencie nużący. Z drugiej jednak strony relacje między bohaterami wszystko ratowały, więc cały odcinek nie poszedł na stratę. W dodatku rola Constantine'a, który miał mieć w tym sezonie coś więcej do roboty, została kompletnie zepchnięta na drugi plan, a pojawił się on tylko w momencie kłótni z Rorym, próbie odesłania
Wróżki do piekła i oczywiście samym dokończeniu planu.

Jeszcze jedno zastrzeżenie. Ja wiem, że Legends of Tomorrow już od jakiegoś czasu jest uznawane za komedię, ale jednak brakuje mi choć trochę tej powagi, którą rzekomo miał wnieść John Constantine, a jak na razie to widzę, że dodaje on jeszcze więcej tego komediowego uroku, aniżeli swojej mroczności. Nie mogę się już doczekać, aż przyjdzie pora na coś mroczniejszego, w końcu pierwszy odcinek nam to pokazał.

A wy co o tym sądzicie? Wolelibyście, aby Legendy dalej zostały zwykłą komedią, czy chcielibyście ujrzeć choć trochę powagi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: ART